Myślisz sobie - Boże gdzie on jest?! Niech już wejdzie, nawet jeżeli nie odezwie się ani słowem, pragniesz zielonej kropki obok jego nazwiska. A kiedy już jest online kurczowo powtarzasz 'napisz, napisz, no napisz'. Klniesz, złościsz się, frustrujesz. Irytacja sięga zenitu. Słyszysz dźwięk wiadomości - z nadzieją przełączasz zakładke, spoglądasz - to on. Uśmiechasz się, minimalistycznie czujesz ogarniającą Cię satysfakcje. Odpisujesz. Jesteś dumna, znów napisał - właśnie do Ciebie. Zalewa Cię fala realizmu 'na pewno napisał w ten sposób do kilku innych dziewczyn'. Pomimo wirtualnej znajomości doskonale prześwietliłaś jego wnętrze. Wiesz, że to pozory, a czas duskusji minie w zawrotnym tempie. Napisze, za chwilę się żegna. A Ty znów czekasz. To błędne koło, nie czekaj! Nie spoglądaj na listę dostępnych znajomych, nie sprawdzaj z politowaniem okienka z jego imieniem, by mieć pewność czy w dalszym ciągu nie odczytał poprzedniej wiadomości. Nawet jeśli się ukrywa - co Cię to obchodzi. Nigdy w tak przykry, upokarzający CIEBIE sposób nie uzależniaj siebie, swojego dnia, dobrego humoru od rozmowy z kimś, kto nie ma dosłownego wpływu na Twe realne życie. Jesteś tutaj, zacznij cieszyć się, doceniać tych, którzy są naprawdę obok. Nie pozwól być w kogokolwiek życiu (nic) nieznaczącym epizodem. Nie przywiązuj się, nie angażuj w relacje bez pokrycia - nigdy. Szanuj swój czas, który ucieka przez palce, siebie, swoje nerwy na tyle, by zostawić, bądź chociażby - ograniczyć coś, co Cię nie rozwija i nie daje Ci szczęścia, bądź co gorsza- wyniszcza Cie. Czasem to trudne, wiem, desperacja kumuluje potrzeby związane z 'posiadaniem' kogokolwiek, aczkolwiek nic ponad realia, ponad granice zdrowego rozsądku. Spójrz w niebo, uśmiechnij przed lustrem, zadbaj o bliskich. Podziękuj im za to, że są. Bądź dla tych, którzy są dla Ciebie. Zacznij żyć dla siebie.
niedziela, 22 września 2013
sobota, 21 września 2013
#5 Zamiast słów.
Czasami... CZĘSTO są takie dni kiedy... tego wszystkiego jest za dużo. Zło nawarstwia się i uderza w Ciebie z siłą ostatniego meteorytu jaki uderzyłby w Ziemie. I chcesz coś powiedzieć, napisać, ale nie masz pojęcia co konkretnie i w jaki sposób. Słowa parzą, myśli boleśnie się plączą. Pozostajesz w jednym punkcie i wiedząc jak bardzo jesteś bezsilny po prostu czekasz na ulgę, umiarkowany oddech. Głęboki wdech przyspiesza tętno. Krew uderza do głowy, nie poruszając granic absurdu. Mimowolnie Twoje skrzydła już nie pochłaniają powiewów wiatru, upadasz. Czujesz się co raz gorzej. Ale czekasz. Powtarzasz 'jutro będzie lżej'. Wierzysz.
Zamiast słów dziś po prostu jeden utwór w którym jestem zakochana od premiery...
Tytuł adekwatny. ;-)
To pieprzona depresja ciągnie mnie pod wody taflę,
nie słyszysz mnie, mój krzyk jest niemy choć na Ciebie patrzę.
Te kilka słów może uratować - dziś mów do mnie
i nie pozwól mi iść.
czwartek, 19 września 2013
#4 Nołlajf.
Nie wiem...
Jestem w potrzasku. Multum pytań - zero odpowiedzi, stos wątpliwości i ani jednego konkretu. Mój mózg to potworna bomba atomowa, która nie chce wybuchnąć. Czuje, że słabne. Każdego dnia próbuje się psychiczne wzmocnić, a wciąż jestem tutaj. I stoję. Tkwie w tym podłym miejscu, wciąż się rozpadam, może spadam, albo już spadłam? Jaka różnica, przestałam ją dostrzegać. Gdzie jest dno, kiedy go dotknę? Może już na nim osiadłam, jak wrak zardzewiałego statku na mieliźnie? Może mnie, tak samo, pożera rdza, może tak samo jestem zepsuta, zniszczona, bezużyteczna? Nie użalam sie. Chcę poskładać. Jak się poskładać? Czarne chmury nad moją głową. Tak gęste i ponure. Słońce, personifikacjo radości - walcz. Walcz nieustająco, postaram się pomóc. Nie obiecuję że zawsze będę obok, czasami uciękne na chwilę lub dwie, ale wrócę. Pokonamy zło. Potrzebuję ocucenia, bezceremonialnego ciosu w twarz, przypływu racjonalności. Nie chcę się dłużej dusić, zakładać maski by móc wiarygodnie powtarzać, że wszystko jest w porządku. Przecież mogłoby być normalnie. Nie musi być idealnie i nigdy nie będzie, ale niech będzie dobrze.
To naprawdę takie wygórowane wymagania?
#3 Roztapiamy lód.
Z przyczyn niezależnych ode mnie musiałam dziś zostać sama w domu, przez co mam w końcu odrobinę czasu by coś tu napisać, ruszyć teściki maturalne i ogarnąć parę zaległych rzeczy. Przez natłok obowiązków nie mam czasu dobrze posłuchać rapowych, tak bliskich mi nowości, jakiejkolwiek muzyki W OGÓLE, o braku ukochanych popołudniowych drzemek nawet nie wspomnę.
Pogoda jest straszna, tak bardzo nienawidze jesieni. Totalnie wypłukuje mnie z optymizmu, skłania do przemyśleń i wieczory jakieś takie ... długie.
Pare dni temu załączyła mi się dedukcja na temat przeznaczenia, 'karmy' i jej błędnego koła, całej tej pseudo mocy nad nami, nad którą absolutnie nie mamy władzy.
Przeznaczenie, cóż to takiego? Nieuchronny los, jak odnosi się on do miłości? Rzeczywiście jest ktoś pisany tylko nam, a może to ślepa idea prowadząca donikąd? Każdy ma swoje zdanie na ten temat, osobiście - nie potrafię się wypowiedzieć, bo jeżeli naprawdę ktoś na świecie jest tylko dla mnie, czy zrobi cokolwiek by do mnie dotrzeć, a jeśli zgubimy się w tłumie? A może już się mineliśmy i nasze drogi poszły w przeciwne strony? Mimo wszystko chcę wierzyć, że kiedyś się spotkamy. Wiem, że nie teraz, ale może za rok, lub dwa? Tylu ciekawych ludzi przegapiliśmy przez tych niewłaściwych...
Nie chcę pisać o Tobie wierszy na matmie, upokarzać swoją duszę nadmierną histerią. Nie chcę patrzeć w niebo i myśleć, że takie same gwiazdy są nad Twoją głową, a poranne strugi deszczu to łzy chmur które je pilnują. Bądź ostoją spokoju i radości, naucz mnie dystansu którego sam nie posiadasz. Mów do mnie, nie pozwól o sobie zapomnieć. Mów mi o Niej by jeszcze bardziej utwierdzić mnie w przekonaniu jak chore są moje wyobrażenia. Chcę cieszyć się, że mogę z Tobą rozmawiać, że TY wciąż chcesz rozmawiać ze mną. Uśmiechać się z Tobą w lepszy dzień, słuchać Cie, być wysłuchana, przeżywać porażki i gorsze chwile. Chce być przy Tobie niezależnie od tego na jak niskiej półce znajduję się w Twoim życiu, niezależnie od tego ile jeszcze to wszystko potrwa. Przecież nie możemy powiedzieć stop. Prawie 11 tysięcy wymienionych wiadomości o czymś świadczy, prawda? Roztapiamy lód, pamiętaj.
Po prostu.
niedziela, 15 września 2013
#2 Ludzie i inne zjawiska paranormalne.
Cześć. Każdy z nas jest zmuszony do obcowania z innymi ludźmi, natomiast każdy ma na to swój sposób. Jedni odcinają się od reszty, stawiając przed sobą gruby mur, mający uchronić ich od wszelakich przykrości kierownych w ich stronę. Drudzy udając że zdystansowali się na tyle, aby móc krokiem baletnicy przechodzić obok społeczeństwa, paradoksalnie próbują dawać sobię rade. Jest też trzecia grupa, mi chyba najbliższa, bo dotyczy grona osób dla których bycie pomiędzy innymi jest codzienną - może nie udręką, to zbyt wielkie słowo, ale - przeszkodą w umiarkowanej egzystencji. Przedzieram się pomiędzy ludzkimi zachowaniami - na pozór oczywistymi, do których każdy już się winien był się przyzwyczaić - a których mnie akceptacja przychodzi z najwyższym trudem. Może dlatego, że wytwarza się w nas zbyt wiele negatywnych emocji, upodobań, nawyków, nastwienia wobec drugiego człowieka. Mój lek na to? Wciąż go poszukuję i nie mam pojęcia jak długa jeszcze przede mną droga. Najważniejsze - nie zrażać się i wypracować swoje antidotum, niezależnie od tego czy zajmie nam to tydzień, miesiąc, czy rok.
Staram się twardo stąpać po ziemii, każdego dnia jeszcze bardziej uodparniać swoją psychikę na czynniki zewnętrzne, być pewna i konswekwentna swoich słów, wyborów. Sprawny umysł to nie tylko lekkie przyswajanie wiedzy, ale także umiejętność radzenia sobie w sytuacjach kryzysowych, tych których nadmiar potrafi dosadnie zbesztać nasze podejście do otoczenia.
Często los stawia w nas w niejednoznacznej sytuacji. Mianowicie mam tutaj na myśli kontakty z pewnymi osobami. Masz multum potencjalnych "kandydatów", w przypadku kobiety (nie negując związków homoseksulanych) - facetów, z którymi mogłabyś stworzyć coś naprawdę fajnego, a doszukujesz się w każdym czegoś, co mogłoby wykluczyć go z grona, które mogłoby Ciebie zainteresować. To za sprawą zaangażowania się w jedną konkretną znajomość, która nawet jeśli stanęłabyś na głowie - nie ma przyszłości. Cóż począć by nie utonąć w czymś tak niedorzecznym? Odpowiedź pozornie prosta - na nic się nie nastawiać, nie oczekiwać, a nie będzie rozczarowania. Co jeśli dusza pragnie mieć kogoś obok, nawet niedosłownie, desperacko pochłania Go, każdą rozmowę, słowo. Równowaga nie jest i nie będzie zachowana w momencie, kiedy Tobie zależy a On niby daje nadzieje, a traktuje Cię neutralnie. Od paru miesięcy tkwię w tak chorej sytuacji, a w głowie wciąż pytanie - jak długo jeszcze? Czuję, jakby od środka gryzło mnie stado jadowitych, wstrętnych mrówek szukających wyjścia, które ja umożliwiam im je poprzez właśnie takie notatki. Z Nim ciężko - bez Niego jeszcze gorzej. Wierzę, że czas mnie określi, pomoże sprostać chorym, przygniatającym mnie stanom. Będzie lżej, tkwię w tym przekonaniu uparcie. Lepiej mieć to, niż nic.
Kończy się weekend, zaczyna kolejny morderczy tydzień. Wczesne wstawanie, nauka, multum obowiązków i zero czasu dla siebie. Tak wygląda nadchodzący rok szkolny. Muszę wytrwać. Byle do piatku.
sobota, 14 września 2013
#1 Na pierwszy ogień.
Początki bywają trudne, czy to dorosłego życia, nowej szkoły, czy nawet prowadzenia bloga. O założeniu go myślałam od dawna, niestety zawsze szybciej czy później rezygnowałam, tak wyszło. Aczkolwiek jestem i dam z siebie jak najwięcej by jako tako to wszystko miało tutaj ręce i nogi.
Dlaczego tu jestem. Powody są dla mnie oczywiste, jednakże wywiązanie się z nich nie będzie takie proste. Mianowicie - chcę przekazać pewną część siebie, tutaj bo zeszyty zaczęły mieć mnie dosyć. Może moja spójność i logiczność słowa będą bardziej znośne i estetycznie poprawne.
Potrzebuję wytchnienia, ulgii od nadmiaru emocji które przez ostatnie tygodnie skumulowały się we mnie do tego stopnia, że sama nie mogę wyjść z podziwu jak owocna jest jeszcze moja egzystencja.
Potrzebuję stabilizacji i spokoju. Dwojako można to rozumieć, natomiast myślę, że każdy próbujący od dłuższego uporać się z bardziej, bądź mniej uprzykrzającym nam życia aspektem - potrzebuje życiowej równowagi, jakkolwiek ona by nie wyglądała.
Czego potrzebuję? Może w jednym człowieku jest to wszystko.
Moja osoba - jest przeogromnie zróżnicowana i na razie nie chcę się ujawniać.
Jeśli ktokolwiek zacznie tutaj wchodzić i czytać te wypociny będzie mi szalenie miło! Sama od wielu lat przeglądam mnóstwo blogów. Każdy umysł ma w sobie coś intrygującego, jakąś lukę, uraz który dotyka go każdego dnia. Mi ten temat nigdy nie był obcy, więc spoufalam się z każdym kogo tematyka własnych notatek obejmuje właśnie najgłębsze wnętrza samego siebie.
Od czego mogłabym zacząć. Z góry zakładam, że nie jestem nadzwyczajnie inteligentna, mój zasób polszczyzny nie jest znakomity a z jezyka polskiego - ogólnie, choćby jako szkolnego przedmiotu - bardzo daleko mi doskonałości. Jednakże pisanie często jest moją ukochaną odskocznią, tonę w własnych myślach po czym czuje coś na pokrój oczyszczenia. To lepsze niż najszczersza modlitwa, bo ta - jest przed samym sobą.
Sądzę, że każdy nosi w sobie pewien ból, autorstwa drugiej osoby, mam racje? Często ten ból zalewa nas tak niewyobrażalnie mocno, że wszystkie inne obręby życia wokół przestają mieć znaczenie. Blokujemy się na innych, dopuszczenie myśli że ktoś byłby obok staje się niedorzeczne. Czasem on obumiera, a może tylko głębiej osadza się na dnie serca? Co jeśli jest takim małym, podłym gnojkiem i chce być z nami już zawsze? Co z tymi ludźmi którzy upokarzają nas każdego dnia, nie liczą się z naszymi uczuciami, chcąc jak najlepiej dla siebie? Karma wraca, wierzę.
A tutaj kawałek, który chodzi mi po głowie już jakiś czas, Muzyka to najwspanialszy i nieodłączny element mojego życia. Ale o tym wkrótce. ;)
Subskrybuj:
Posty (Atom)