niedziela, 15 września 2013

#2 Ludzie i inne zjawiska paranormalne.

Cześć. Każdy z nas jest zmuszony do obcowania z innymi ludźmi, natomiast każdy ma na to swój sposób. Jedni odcinają się od reszty, stawiając przed sobą gruby mur, mający uchronić ich od wszelakich przykrości kierownych w ich stronę. Drudzy udając że zdystansowali się na tyle, aby móc krokiem baletnicy przechodzić obok społeczeństwa, paradoksalnie próbują dawać sobię rade. Jest też trzecia grupa, mi chyba najbliższa, bo dotyczy grona osób dla których bycie pomiędzy innymi jest codzienną - może nie udręką, to zbyt wielkie słowo, ale - przeszkodą w umiarkowanej egzystencji. Przedzieram się pomiędzy ludzkimi zachowaniami - na pozór oczywistymi, do których każdy już się winien był się przyzwyczaić - a których mnie akceptacja przychodzi z najwyższym trudem. Może dlatego, że wytwarza się w nas zbyt wiele negatywnych emocji, upodobań, nawyków, nastwienia wobec drugiego człowieka. Mój lek na to? Wciąż go poszukuję i nie mam pojęcia jak długa jeszcze przede mną droga.  Najważniejsze - nie zrażać się i wypracować swoje antidotum, niezależnie od tego czy zajmie nam to tydzień, miesiąc, czy rok. 

Staram się twardo stąpać po ziemii, każdego dnia jeszcze bardziej uodparniać swoją psychikę na czynniki zewnętrzne, być pewna i konswekwentna swoich słów, wyborów. Sprawny umysł to nie tylko lekkie przyswajanie wiedzy, ale także umiejętność radzenia sobie w sytuacjach kryzysowych, tych których nadmiar potrafi dosadnie zbesztać nasze podejście do otoczenia.

Często los stawia w nas w niejednoznacznej sytuacji. Mianowicie mam tutaj na myśli kontakty z pewnymi osobami. Masz multum potencjalnych "kandydatów", w przypadku kobiety (nie negując związków homoseksulanych) - facetów, z którymi mogłabyś stworzyć coś naprawdę fajnego, a doszukujesz się w każdym czegoś, co mogłoby wykluczyć go z grona, które mogłoby Ciebie zainteresować. To za sprawą zaangażowania się w jedną konkretną znajomość, która nawet jeśli stanęłabyś na głowie - nie ma przyszłości. Cóż począć by nie utonąć w czymś tak niedorzecznym? Odpowiedź pozornie prosta - na nic się nie nastawiać, nie oczekiwać, a nie będzie rozczarowania. Co jeśli dusza pragnie mieć kogoś obok, nawet niedosłownie, desperacko pochłania Go, każdą rozmowę, słowo. Równowaga nie jest i nie będzie zachowana w momencie, kiedy Tobie zależy a On niby daje nadzieje, a traktuje Cię neutralnie. Od paru miesięcy tkwię w tak chorej sytuacji, a w głowie wciąż pytanie - jak długo jeszcze? Czuję, jakby od środka gryzło mnie stado jadowitych, wstrętnych mrówek szukających wyjścia, które ja umożliwiam im je poprzez właśnie takie notatki. Z Nim ciężko - bez Niego jeszcze gorzej. Wierzę, że czas mnie określi, pomoże sprostać chorym, przygniatającym mnie stanom. Będzie lżej, tkwię w tym przekonaniu uparcie. Lepiej mieć to, niż nic.


Kończy się weekend, zaczyna kolejny morderczy tydzień. Wczesne wstawanie, nauka, multum obowiązków i zero czasu dla siebie. Tak wygląda nadchodzący rok szkolny. Muszę wytrwać. Byle do piatku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz